poniedziałek, 23 marca 2020

Dorota Terakowska "W krainie Kota"

Na wstępie chcę zaznaczyć, iż jestem osobą dość wybredną jeśli chodzi o polskich autorów. Bardzo rzadko i z niechęcią sięgam po tytuły z naszego rodzimego kraju, lecz tym razem było kompletnie inaczej. „W Krainie Kota” Doroty Terakowskiej mylnie nasuwa nam się myśl obraz, że to słabych lotów książki dla dzieci. Jest to jednak literatura fantasy z górnej półki, która z powodzeniem mogłaby aspirować do znanych pozycji literatury zagranicznej. Kiedy pierwszy raz dostałam tą książkę jako prezent świąteczny i z wymuszonym uśmiechem zaczęłam ją czytać, wciągnęłam się w nią natychmiastowo. I niewiadomo jakim cudem zgubiłam ją we własnym domu. Zrozpaczona, po długich poszukiwaniach, zamówiłam ją ponownie, tym razem z własnej kieszeni. Zaczęłam czytać i kiedy doszłam do tego samego fragmentu co poprzednim razem;  znowu bezpowrotnie zaginęła w moich czterech ścianach. Teraz już nie mogłam odpuścić, zafascynowana jej ponowną utratą i wypożyczyłam kolejny egzemplarz, którego strzegłam jak oka w głowie, przyśpieszając proces czytelniczy  tak na wszelki wypadek.
Główną bohaterką jest młoda matka - Ewa, i tak ja,:), dlatego też nigdy bym nie uwierzyła w to, że polubię taki typ bohatera! Jednak jej urocza nieporadność, a przy tym nieukrywana szczerość rozkochuje tak, że jesteśmy w stanie jej wybaczyć każde, nawet najbardziej irytujące zachowanie. Intrygująca i oryginalna fabuła, równie ciekawe wątki poboczne i niesztampowa kreacja postaci. Jedyne co mogę zarzucić autorce to przewidywalność niektórych fragmentów i zbyt szybkie zakończenie fabuły. Lecz mimo wszystko owe błędy nie dawały mi się we znaki i z bolesną świadomością końca mojej wizyty w Krainie Kota, przeczytałam ostatnie strony… Oprac. Z.W.

W krainie Kota - zdjęcie 1

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz